piątek, 12 października 2012

zarys drugi

Dla Zakochanej Rozmarzonej


Niebo było spowite ciemnymi chmurami roniącymi pojedyncze kropce deszczu. Zimny wiatr malował odcieniami różu policzki szczupłej dziewczyny o długich włosach, które wystawały spod kaptura beżowego płaszcza. Szła wolno chodnikiem za spuszczonym wzrokiem.
Sama w wielkim mieście. Zupełnie nowym i obcym.
Dokąd zmierzała? Na pewno nie do jednego z olsztyńskich akademików. Choć doskonale pamiętała swoją euforię, gdy dostała się na wymarzony kierunek. Wtedy nie zdawała sobie sprawy, czym jest życie z dala od domu bez przyjaciół. Myślała, że pozna nowych ludzi. Przecież nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem znajomości. Tymczasem w ciągu zaledwie trzech pierwszych tygodni studiów zdążyła naprawdę znienawidzić swoje akademickie współlokatorki. To mieli być ludzie tacy jak ona. Te same zainteresowania, pasje.  Czuła, że tam nie pasuje. Jedynie w wykładach widziała odskocznię.
               Była głodna i przemarznięta.
-Jasna cholera! – warknęła. Przejeżdżający autobus wjechał prosto w pokaźnych rozmiarów kałużę, co zaprocentowało plamami na płaszczu i przemoczonych dżinsach. Była bliska płaczu. Wszystko szło jak po grudzie, a teraz jeszcze to. Nawet nie zorientowała się kiedy wylądowała na ziemi po zderzeniu z ponad dwumetrowym mężczyzną. – Uważaj jak chodzisz!  - warknęła, odtrącając wyciągniętą dłoń „napastnika” i wstając o własnych siłach.
- Karo?
- Nie, pik! – odpowiedziała odruchowo. Dopiero po chwili do niej dotarło. Tylko on do niej tak mówił i tylko jemu tak odpowiadała. – Hain! – krzyknęła uradowana i,  niewiele myśląc, przytuliła się do siatkarza. Znali się praktycznie od zawsze. Pamiętała, jakby to było wczoraj, jak robił jej babeczki z piasku, bo ona nigdy nie potrafiła zrobić ich tak, żeby miś wyszedł z foremki razem z noskiem. Przyjaźnili się. Przyjaźnili się póki nie wyjechał do SMS w Spale. Tak bardzo się cieszył, że będzie właśnie tam kontynuować edukację.  W nawet byli parą… w szóstej klasie podstawówki przez jakieś dwie godziny. Na samo wspomnienie miała ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Wieki cię nie widziałem! – środkowy powiedział radośnie i, splótłszy ręce wokół talii dziewczyny, uniósł ją delikatnie, okręcając się wokół własnej osi.
- Z nieba mi spadłeś! – uśmiechnęła się.
- Taak? A przed chwilą właśnie nie omieszkałaś mnie ochrzanić za to, że mało uważnie chodzę – uniósł jedną brew, spoglądając na towarzyszkę.
- Bo tak właśnie jest! Poruszasz się niczym słoń w składzie porcelany.
- Uważaj, co mówisz! Inaczej już nigdy nie ulepię ci misia z piasku!
- Oj, no! Do końca życia będziesz mi wypominał moje beznose misie…
- Beznose, beznogie… Ej! – potarł ramię, w które przed chwilą pacnęła go Karolina. – Siniec mi wyskoczy! – powiedział przesadnie rozhisteryzowanym tonem.
- Ojeju – wywróciła teatralnie oczami. – Już tak nie dramatyzuj.
- O cholera… - zlustrował dziewczynę wzrokiem od stóp do głów. - Ale ty okropnie wyglądasz… Tylko mnie nie bij! – zasłonił się rękami.
- Dzięki.


               Godzinę później siedziała w mieszkaniu Piotra w o wiele za dużych spodniach dresowych i bawełnianej koszulce siatkarza. Dłońmi obejmowała kubek z gorącą herbatą, której każdy łyk rozgrzewał jej przemarznięte do szpiku kości ciało.
- Grasz coś jeszcze? -  wskazała na stojącą w kącie gitarę.
- Ostatnio tylko stoi i się kurzy – uśmiechnął się delikatnie.
- Zagraj mi coś.
- Jakieś życzenia specjalne? – usiadł koło przyjaciółki z gitarą na kolanach i spojrzał w jej oczy. Najpiękniejsze, jakie w życiu widział.
- Zdaję się na ciebie – odparła, tonąc w jego szmaragdowych źrenicach.
- Nie wiem, czy jeszcze pamiętam… - pokręcił trochę pokrętłami na szczycie gryfu, by nastroić instrument. Po chwili pokój wypełniły dźwięki pierwszych akordów -Sto gorących słów, gdy na dworze mrózw niewyspaną noc, jeden koc. Solo moich ust, gitarowy blues, kilka dróg na skrót, parę stów...Nie mogę Ci wiele dać, nie mogę ci wiele dać, bo sam niewiele mam. Nie mogę dać wiele Ci, nie mogę dać wiele Ci, przykro mi…*
               Przez cały czas nie tracił kontaktu wzrokowego z dziewczyną. Chciał zapamiętać każdy detal jej twarzy. Zawsze uważał ją za ładną, ale teraz… teraz jest po prostu piękna, najpiękniejsza na świecie. Delikatna, krucha i bezbronna. Choć zawsze zgrywała silną, on wiedział, że zawsze tak naprawdę wszystko bardzo przeżywa. Potrzebowała kogoś, kto będzie dla niej wsparciem. Kogoś, kto wybije jej z głowy te wszystkie bezsensowne wątpliwości, kompleksy. Przecież jest doskonała. Na swój sposób. Jedyna i niepowtarzalna. Jedyna, która potrzebowała opieki, właśnie jego opieki.
               Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Opuszkami palców musnął jej policzek, sunąc wzdłuż linii kości szczęki. Przymknęła oczy. Rozkoszowała się jego dotykiem. Subtelnym a zarazem zdecydowanym. On zaś uważnie śledził jej reakcje, by ostatecznie złączyć ich usta w pocałunku. Początkowo delikatnym z czasem coraz bardziej namiętnym.


***

*Perfect – Nie mogę Ci wiele dać

Mi się jakoś nie podoba, ale to już prawie norma xD


Nulka, witam. Cieszę się, że Ci się podoba.

piątek, 5 października 2012

zarys pierwszy



Dla wyposzczonej kiki

Spojrzał na wtuloną w niego kobietę. Jej nagie, rytmicznie unoszące się łopatki oświetlone jedynie światłe księżyca jawiły niczym z porcelany. Opuszkami palców delikatnie przeciągnął po  gładkiej skórze wzdłuż kręgosłupa wybranki. Wydawała się być taka bezbronna. Ciszę nocy przerwało jej ciche sapnięcie, gdy delikatnie zmarszczyła zgrabny nosek i mocniej przylgnęła do mężczyzny. Uśmiechnął się. Otoczył kobietę swoimi silnymi, wybitnie męsko owłosionymi ramionami i zamknął oczy. Był szczęśliwy. Naprawdę szczęśliwy. Była tu. Cała jego i tylko jego. Choć nie potrafił jej powiedzieć, jak bardzo jest dla niego ważna, był pewien, że ona to czuje. Chołnie łączące ich uczucie całą sobą, całym umysłem, duszą i ciałem. Tak jak on. Nigdy nie był dobrym mówcą, ale oni nie potrzebowali słów, bo tego, co ich łączy, nie da się zamknąć w kilku pięknie ułożonych sylabach.
Tak bardzo chciał wiedzieć, o czym teraz śni, gdzie jest. Chciał być tam z nią, rozproszyć każdy zły sen.
Jęknęła przeciągle, gdy ostre promienie porannego słońca zaczęły smagać jej twarz, uparcie zmuszając ją do otworzenia oczu. Powoli uniosła powieki. Ku jej zdumieniu była sama w wielkim małżeńskim łożu.
- Zimne…- mruknęła, dotykając pościeli w miejscu, gdzie powinien znajdować się mężczyzna.- Drago?... Dragan.- powiedziała, gdy znalazła się w pozycji siedzącej.- TRAVICA!!! – krzyknęła zniecierpliwiona.
- Kochanie! – rozgrywający wyłonił się zza drzwi, balansując ciałem, by nie zrzucić z tacy średniej wielkości patelni z parującą jajecznicą. O dziwo, jakimś cudem udało mu się nie wylać herbaty. – Spokojnie. Tylko się nie denerwuj. Zrobiłem ci śniadanie- podał tacę kobiecie i wgramolił się obok niej na łóżko. Ta patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
-Nie masz ochoty na jajecznicę…- powiedział rozczarowany.- To przyniosę ci ogórki! – zerwał się z łóżka i już miał pędzić do kuchni, gdy usłyszał:
- Matko, Dragan! Ty masz chyba gorączkę! Nie boli cię głowa? – utkwiła swój wzrok na siatkarzu. – Ty mi nigdy śniadania do łóżka nie zrobiłeś. I to beż okazji!
- Jak to bez okazji? Z takiej okazji, że mam najpiękniejszą żonę na świecie- w mgnieniu oka znalazł się przy kobiecie. Objął ją i pocałował w czoło.
- Teraz naprawdę zaczynam się martwić… C tym razem zmalowałeś? – popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Tylko się nie denerwuj!
- No czekam.
- Bo ja… no…- zaczął rozglądać się nerwowo po sypialni. – Znalazłem.
- Co znalazłeś?
-No… w twojej kosmetyczce, ale…
- Grzebałeś w mojej kosmetyczce?!
- Nie denerwuj się – położył ręce na ramionach żony i spojrzał w najcudowniejsze tęczówki, jaki kiedykolwiek widział. – Bo ja to całkiem przypadkiem, jak sięgałem po piankę do golenia, to tak jakoś zahaczyłem o twoją kosmetyczkę i ona spadła… i wypadł ten test ciążowy… i wiesz… dwie kreski… czytałem kiedyś o tym w Internecie i… - podniósł wzrok. Po policzkach kobiety spływały łzy.
- Jezu! Jolka! No nie denerwuj się! Musisz przecież teraz i siebie dbać. O siebie i naszego malucha. Dlatego ty będziesz sobie teraz grzecznie leżeć i pachnieć, a ja się wszystkim zajmę. Więc…
-Ciii…- wpiła się w usta rozgrywającego. – Kocham cię – szepnęła, patrząc mu w oczy. Dłońmi obejmowała twarz siatkarza . – Ale z tą pianką do golenia to była jakaś ściema – stwierdziła, ładując do ust łyżkę z jajecznicą.
- Co? Dlaczego?
- Bo jakoś nie widzę, żebyś uszczuplił swój porost na twarzy.
- A chcesz, żeby mi blizny zostały? Po takim odkryciu na pewno bym sobie całą twarz poharatał!
Jola niemal nie wybuchła śmiechem.
- A jak będzie chłopczyk to damy mu na imię po dziadku… Ej! A to za co? – oburzył się, gdy dostał z poduszki.